Przez lata przeglądałam facebookowe grupy o minimalizmie, oglądałam filmy Matta D’Avelli i przeczytałam sporo książek. Oczywiście nic im nie ujmując – treści zawarte w większości poradników są takie same. Warto więc, byś ograniczył się do 2-3 pozycji, bo cała półka książek o minimalizmie nie uczyniła jeszcze nikogo minimalistą. Jak wygląda życie minimalistki po 4 latach? Jaka była moje historia i jak doszłam do momentu, w którym dziś jestem?
Spis treści:
Zalążki minimalizmu, czyli jak było kiedyś
Z natury jestem takim „chomikiem”. Jak byłam mała to tak mnie nazywano, bo chomikowałam wszystko – od ubrań, poprzez pamiątki z wakacji, na słodyczach poupychanych w szafkach skończywszy. To się zmieniło, kiedy w 2015 roku razem z moją siostrą, dorwałyśmy książkę Asi Glogazy Slow fashion. Modowa rewolucja. Do dnia dzisiejszego jestem wdzięczna Asi za napisanie tej pozycji. Zrobiłyśmy prawdziwą rewolucję w szafie, długo rozważając zatrzymanie każdej najmniejszej rzeczy. W rezultacie, w pewnym momencie przez nasz korytarz, zastawiony workami z ubraniami, nie dało się przebrnąć.
Ale co z tego, że wywaliłam połowę zawartości szafy, skoro nadal kupowałam wątpliwej jakości koszulki z pizzą w Croppie za 15 złotych? Minęły jeszcze dwa lata zanim znów zainteresowałam się minimalizmem. I wtedy przepadłam. Zaczęła się moja mini obsesja na punkcie minimalizmu.
Przedtem, mój pokój przypominał chaos. Ściany były obklejone trzydziestoma darmowymi plakatami z kina Helios, a ze zdjęć szczekały i miałczały moje zwierzaki. Na szafie brakowało miejsca na kartonowe pudła, w których mieściły się ogromne kolekcje notatników. Z półki łypała na mnie cała seria, nigdy nie przeczytanych powieści Nicolasa Sparksa, a w rogu mojego łóżka spał ze mną ogromny, mający metr sześćdziesiąt wzrostu, miś Maurycy. Oh God.
Książki służą do czytania, nie do ozdoby
Pozbywanie się rzeczy materialnych przychodzi stopniowo i pozbywaj się ich wtedy, kiedy czujesz, że nadszedł już czas. Granice Twoich potrzeb się ciągle przesuwają. Co to znaczy w praktyce? Że dziś coś, co jest dla ciebie nie do wyrzucenia i nie do sprzedania, za kilka miesięcy może być już tylko zbędnym przedmiotem.
Ja swoje książki sprzedawałam na raty, zaczynając od tych których W OGÓLE nie lubiłam, poprzez te, których nie miałam ochoty przeczytać, skończywszy na tych, które były nawet spoko. Jak do tego doszło, że miałam na półce książki, których nie lubiłam? Jak mówi klasyk z Bielska Podlaskiego: Jak do tego doszło, nie wiem.
Po kilkunastu miesiącach doszłam do momentu, w którym pozbyłam się większości książek, bo stwierdziłam, że nie ma sensu ich trzymać, skoro ktoś inny może je poczytać. W końcu po to są książki. By je czytać. Nawet ulubione serie sprzedałam na OLX bez sentymentu, choć pół roku wcześniej nie byłam na to gotowa.
Dziś mam kilka ulubionych książek, ale wszystko i tak czytam na czytniku, bo jest o wiele wygodniejszy. Nie kupuję już papierowych wersji, z kilkoma wyjątkami. Czasami jacyś znajomi podrzucą mi dobrą lekturę lub znajdę akurat coś godnego uwagi na bookcrossingu.
Pamiątki nic nie znaczą, jeśli jest ich za dużo
Największą przeszkodę stanowiły dla mnie pamiątki i sentymentalne rzeczy. Ta kategoria zajęła mi najwięcej czasu i z całej szafy na strychu zminimalizowałam pamiątki do 2 kartonów. Przekonałam się, że nie jestem naprawdę w stanie cieszyć się wszystkimi pamiątkami, jeśli jest ich zbyt dużo. Warto zostawić sobie tylko te, które są dla nas ważne.
A muszę przyznać, że składowałam wszystkie rzeczy i miałam, na przykład kolekcję biletów z kina. Najstarszy miał 5 lat! Zebrałam też sporo pocztówek, więc znalazłam im na facebookowej grupie nową właścicielkę, która zamieniała je w coś kreatywnego. To dowodzi, że możesz z każdym przedmiotem zrobić coś pożytecznego.
Inspirowałam się radą Marie Kondo, zadając sobie pytanie: Czy ta rzecz wywołuje we mnie radość i przywołuje pozytywne wspomnienia? Wiele z tych „pamiątek” trzymałam od czasów podstawówki, więc je sfotografowałam i wyrzuciłam. Pliki na komputerze zajmują znacznie mniej miejsca, a i tak zawsze mogę do nich wrócić, bo są na moim dysku, nawet gdy jestem hen daleko od domu.
Co zatrzymałam z pamiątek oprócz rzeczy, które sprawiały mi prawdziwą radość? Pamiętniki, dzienniki i notatniki z przeszłości. Szczególnie cenne są te z czasów dzieciństwa. Lubię czasami do nich wrócić i je przekartkować. Porównać swój charakter pisma, poprzewracać strony w dłoni i poczytać o tamtym, jakże ważnym okresie mojego życia.
Podróżowanie jako minimalistka
Wcześniej, nigdy nie miałam się w co ubrać, mimo że z mojej szafy wylewała się sterta (niedopasowanych) ubrań, czasami jeszcze z metkami. Wielu nie-minimalistów przyznaje, że ma tak samo, więc znam ten ból. Sporo ubrań sprzedałam na vinted, choć jest to żmudne i nie wszystko schodzi. Pozostałe oddałam do kontenerów na ubrania, które są obecnie wszędzie. Co się dzieje z ubraniami z kontenerów oraz jakie są jeszcze inne (etyczne) możliwości pozbywania się ubrań? Najbardziej godny uwagi artykuł na ten temat napisała Kasia z bloga simplicity.
Jak jest teraz? Czasami przeprowadzam się za granicę z jedną małą walizką na kilka miesięcy. Jeśli zostaję dłużej, zabieram większą walizkę lub dosyłam rzeczy. Zdarzały mi się podróże, kiedy na 5-7 dni do Londynu czy Włoch spakowałam się w plecak kankena. Podróżowanie z jednym małym plecakiem było niesamowitym odciążeniem. W takich sytuacjach zdawałam sobie sprawę jak niewiele w życiu potrzebuję.
Minimalizm to podróż
Minimalizm to długa, niekończąca się podróż. Pomimo, że niektóre sfery mojego życia są odgruzowane, to wciąż walczę z pozostałymi. Od kilku lat porządkuję moją bazę tysięcy zdjęć na komputerze. Niekiedy wciąż zdarzy mi się kupić jakąś durnostójkę, która się kurzy albo niedopasowany ciuch w second-handzie, którego później nie noszę. Nikt nie jest idealny.
Jestem zadowolona z tego, że nie muszę poświęcać miliona godzin na pielęgnowanie, czyszczenie czy naprawianie przedmiotów. Ponadto jest mniej sprzątania i lubię fakt, że większość moich rzeczy jest całkiem nieźle uporządkowana. Będąc tysiące kilometrów od domu, jestem w stanie powiedzieć przez telefon, w której szufladzie zostawiłam moje jeansy. Mam ich tak mało, że z łatwością zapamiętuję takie detale.
Prawdziwy minimalizm nie istnieje
Minimalizm dla każdego znaczy co innego. Minimaliści od wielu latu spierają się o to kto jest bardziej minimalistyczny. Czy mając 30 lakierów do paznokci mogę nazywać się minimalistką czy to już przesada? Dlatego nie ma jednej definicji minimalizmu. Poszłabym o krok dalej i powiedziała, że każdy kto czuje się minimalistą, może się nim nazywać, ale to pewnie temat na osobną dyskusję.
Dla mnie minimalizm to balansowanie pomiędzy posiadaniem tego co niezbędne do życia, a tego co zbędne, ale sprawia nam radość. Od wielu lat noszę te same ubrania, a wszystkie imprezy na erasmusie przetańczyłam w jednej sukience. Podobnie mam z kosmetykami, których mam niewiele. Z drugiej strony, lubię snorkelować, więc mam zestaw do snorkelingu a nawet ocieplany kaftan. Tak, te płetwy zabierają miejsce i używam ich tylko kilka razy w roku, ale skoro używanie ich sprawia mi radość, to będę je trzymać.
Więcej źródeł o minimalizmie, które polecam:
Minimalism: A documentary about important things – dokument na netfliksie, wyreżyserowany przez dwóch znanych gości. Warto od niego zacząć, bo każdy ma netfliksa.
Matt D’Avella – jego najpopularniejszy film ma 17 milionów odsłon. Matt jest szykanowany za to, że codziennie od wielu lat nosi ten sam t-shirt.
Cal Neport. Cyfrowy minimalizm. Jak zachować milczenie w hałaśliwym świecie – bardzo dobra książka o tym, jak zrobić detoks od zbędnych social mediów.
Simplife – Natalia Knopek na swoim blogu zrobiła roczny maraton minimalisty, który jest świetną inspiracją dla początkujących. Napisała też bardzo dobrą książkę Miej umiar.
***
Koniecznie podziel się w komentarzu, co myślisz o minimalizmie!