Wśród budżetowych podróżników coraz popularniejsze stają się zagraniczne wolontariaty. Dzięki nim jesteśmy w stanie praktycznie za darmo odwiedzić nowe miejsca, poznać ciekawe osoby i przeżyć ekscytującą przygodę. Na czym polega wolontariat z Worldpackers oraz jakie są jego blaski i cienie? Na te pytania odpowiem w dzisiejszym artykule.
Spis treści:
Czym jest wolontariat za granicą?
Wolontariat typu Worldpackers polega na tym, że wolontariusz pracuje kilka godzin dziennie w zamian za zakwaterowanie, a często również wyżywienie. Wolontariat można znaleźć w bezpieczny sposób po rejestracji i opłaceniu konta na jednej z dwóch najpopularniejszych platform: Workaway i Worldpackers.
W dzisiejszym artykule opowiem Wam o moich osobistych przeżyciach z kilku wolontariatów, które odbyłam w Hiszpanii i Meksyku.
Wolontariat Worldpackers w Hiszpanii
Po raz pierwszy odbyłam wolontariat jeszcze w liceum, kiedy okazało się, że w moim portfelu nie ma środków, by opłacić nocleg na Majorce. Znalazłam wtedy wolontariat z platformą Workaway. Była to piękna villa z basenem i mnóstwem zwierząt.
Nie wymagano ode mnie zbyt wiele, pracowałam zaledwie 3 godziny dziennie przy sprzątaniu. W zamian dostałam prywatny pokój z łazienką i podwójnym łóżkiem. Czasami odwiedzały mnie insekty, ale nie przejmowałam się tym za bardzo.
Pierwszy wolontariat z Worldpackers odbyłam, gdy wyjechałam na Wyspy Kanaryjskie na 2 miesiące. Pracowałam tam w ramach moich uczelnianych praktyk. Hostel, w którym mieszkałam był oddalony zaledwie 7 minut pieszo od plaży. Co więcej, nie był to tylko hostel, ale też kulturowe miejsce, w którym odbywały się lokalne koncerty, a właściciele promowali ekoturystykę.
Mój zakres obowiązków dotyczył wyłącznie sprzątania. Pracowałam około 12 godzin w tygodniu. To najmniejsza ilość godzin, jaką znalazłam podczas wolontariatu. Miałam mnóstwo wolnego czasu na swoje hobby.
Podczas dwóch miesięcy na Gran Canarii zwiedziłam całą wyspę autostopem, spróbowałam surfingu, spałam na dzikiej plaży, zrobiłam kurs nurkowania oraz widziałam 12 spadających gwiazd w ciągu jednej nocy. Udało mi się również odwiedzić Teneryfę. Poznałam mnóstwo ludzi, także spoza Europy. To były bardzo magiczne miesiące mojego życia.
Blaski wolontariatu:
- Mała ilość godzin wolontariatu, czyli dużo wolnego czasu dla mnie.
- Łatwe zadania do wykonania w ramach wolontariatu.
- Lokalizacja blisko plaży i sprawna komunikacja z resztą wyspy.
- Możliwość poznania mnóstwa ludzi, również lokalsów, a także podszlifowania hiszpańskiego i angielskiego.
- Eventy, koncerty na żywo i lekcje Yogi czy tańca w hostelu, w którym mieszkałam.
- Właściciele hostelu traktowali wolontariuszy z należytym szacunkiem i przyjęli ich do siebie jak rodzinę.
Cienie wolontariatu:
- Również lokalizacja. Las Palmas to najbrzydsze miasto na Kanarach.
- Miałam love-hate relationship z moją współlokatorką z pokoju. Nie jesteś w stanie polubić się ze wszystkimi.
- Pod koniec mojego pobytu w hostelu był jeden osobnik, z którym były spore problemy. Mężczyzna często przeszkadzał innym, na przykład puszczał muzykę w środku nocy. Właściciel hostelu nie mógł się go pozbyć. Wolontariusze się stresowali, a atmosfera w hostelu stała się napięta.
Wolontariat Worldpackers w Meksyku
W porównaniu do Hiszpanii, w Meksyku czuje się lekki wyzysk wolontariuszy ze strony właścicieli obiektów. Niestety jest sporo ofert wolontariatu, które wymagają nawet 32h tygodniowo. Nie dajcie się zmylić takim ofertom. Jest to zdecydowanie za dużo, nawet z posiłkami.
Odbyłam wolontariat z worldpackers aż czterokrotnie w Meksyku. Każdy był inny. Podczas dwóch wolontariatów zgłosiłam się jako ochotniczka do fotografii oraz zajmowania się social mediami. W rezultacie niewiele miałam do czynienia z mediami społecznościowymi, za to raz stworzyłam stronę internetową dla hostelu.
W fotograficznych wolontariatach bardzo podobały mi się ruchome godziny pracy i duża niezależność. Mogłam robić zdjęcia o różnych porach dnia. Często zajmowało mi to również mniej godzin, niż było ustalone na platformie. Dało mi to więcej czasu wolnego na poznawanie nowych miejsc.
Ciężki przypadek wolontariatu
Podczas mojego wolontariatu w San Cristobal de Las Casas, pracowałam w największym jak dotąd hostelu. Było tam miejsce dla ponad 100 podróżników. Poznałam w nim świetnych ludzi z całego świata i nawiązałam nowe znajomości, ale czułam również, że to miejsce nie jest do końca dla mnie.
Praca na barze okazała się dość ciężka. Głównie sprzątałam bar, choć plusem było to, że mogłam poznać wielu ludzi podczas moich godzin pracy. Jestem introwertyczką, więc zdecydowanie daleko mi do imprezowej duszy, nawet nie piję alkoholu, więc po tygodniu byłam zmęczona wolontariatem. Późno chodziłam spać, w nocy nie mogłam zasnąć, a z rana budziłam się przemęczona.
Poprosiłam managerkę o zmianę. Jak na ironię losu, powiedziała mi, że dotąd jestem najlepszą wolontariuszką na barze. Rzeczywiście w niektóre noce bawiłam się tam dobrze. Managerka usunęła więc z grafiku tylko 2 dni z baru, zmieniając je na inne zadania.
W hostelu było wiele wolontariuszy, a po jakimś czasie utworzyły się pomiędzy nami grupki znajomych. Co prawda, wszyscy się lubiliśmy, ale nie każdego miałam okazję dobrze poznać. Taka oto wada bycia w ogromnym hostelu.
Blaski wolontariatu:
- Mam masę niesamowitych wspomnień z tego miasta, w tym spotkania z różnymi ludźmi, szalone karaoke z Brytyjczykami, ceremonię kakao i wiele innych.
- Jedyny hostel, który oferował dwa naprawdę mistrzowskie posiłki w ciągu dnia. Śniadanie było (opcjonalnie) wegańskie, a kolacje były przyrządzane przez doświadczonych kucharzy.
- W hostelu były organizowane różne kulturowe eventy, w których jako wolontariusze mogliśmy brać udział: lekcje salsy, koncerty rockowe na żywo, karaoke czy temazcal.
Cienie wolontariatu:
- To jedyny wolontariat, podczas którego w ciągu dwóch tygodni nie poznałam właściciela hostelu. Rzadko w nim bywał. Niestety słyszałam o niesprawiedliwym traktowaniu jednego z wolontariuszy przez właściciela. Przez 4 tygodnie dostawał dokładnie tę samą zmianę, mimo że poprosił o inną.
- Brakowało „rodzinnej atmosfery”, takiej jak na Kanarach.
- W hostelu nie było opcji, by pobyć w samotności. Nie mogłam znaleźć przestrzeni tylko dla siebie – do pisania bloga lub medytacji. Zazwyczaj w lobby i w ogrodzie panował zgiełk.
- Ciężkie zmiany do późna w nocy i duża liczba godzin pracy (25 h w tygodniu).
- Wi-Fi było tragiczne i często wysiadało w całym hostelu na kilka godzin.
Najlepszy wolontariat
Zdecydowanie moim ulubionym wolontariatem był ten w Bacalar. To mała mieścina, którą przyszywa laguna o 7 kolorach. Jest spektakularna i wygląda co najmniej jak Malediwy czy Seszele.
W Bacalar pracowałam jako recepcjonistka w niewielkim pensjonacie przy samej lagunie. W ogrodzie wisiało kilka hamaków, w których czasami spędzałam cały dzień z dobrą książką.
Teoretycznie, moje godziny pracy były obszerne, bo pracowałam 25 h w tygodniu. W praktyce jednak często po prostu musiałam być na miejscu i czuwać, gdyby któryś z gości mnie potrzebował. W rezultacie czasami po prostu bujałam się w hamaku przez całą zmianę lub rozmawiałam z gośćmi.
Oprócz składników na przyrządzenie sobie śniadania miałam też do dyspozycji darmowy kajak oraz deskę do SUP, kiedy tylko chciałam. Często wypływałam kajakiem na lagunę o 6 nad ranem i oglądałam z niego wschód słońca. Poza tym spałam w namiocie, choć nie musiałam. Po prostu naprawę lubię spać w namiocie.
Blaski wolontariatu:
- Miałam dodatkowy, darmowy dostęp do wypożyczalni kajaków i desek SUP.
- Niesamowita lokalizacja przy samej lagunie w bardzo spokojnym miejscu.
- Właścicielka, która traktowała mnie dobrze.
- Spanie w namiocie.
- Lekkie zmiany pracy.
Cienie wolontariatu:
- Łazienka w hostelu pozostawiała wiele do życzenia, choć trzeba się przyzwyczaić, że zazwyczaj nie wolontariatach nie ma luksusów.
- Któregoś razu właścicielka wynajęła dom na cały weekend i nie miałam dostępu do kuchni. To była jedyna rzecz, która mi się nie podobała w tym wolontariacie.
Jak widać, nawet najlepszy wolontariat może mieć jakieś cienie.
Podsumowanie: blaski korzystania z Wordpackers
- Masz zapewniony darmowy nocleg. Bardzo często również dostaniesz przynajmniej jeden posiłek, zazwyczaj śniadanie (a czasami nawet 2 pyszne posiłki, jak w San Cristobal).
- Masz szansę poznać lokalsów z danego kraju. Jeśli jest to hostel, to zapewne poznasz również mnóstwo przejezdnych z różnych krajów.
- Podszlifujesz język lub nauczysz się nowego.
- Jeśli aplikujesz na daną posadę, to właśnie tym będziesz się zajmował. Na stronie wordpackers masz wyraźnie zaznaczone, na co aplikujesz, na przykład: praca na recepcji lub barze, malowanie, sprzątanie, nauka języków etc. Właściciel nie może ot tak, wrzucić Cię na coś innego, bo jest to niezgodne z polityką platformy. Oczywiście może Cię przenieść za Twoją zgodą.
- Na platformie właściciele obiektów mają opinie i liczbę gwiazdek. To właśnie nimi polecam się kierować najbardziej przy wyborze wolontariatu.
- Niczego nie docenisz bardziej niż prywatnego pokoju po kilku tygodniach dzielenia przestrzeni z innymi ludźmi.
Podsumowanie: cienie korzystania z Wordpackers
- Coś może Ci się nie spodobać po przyjeździe na wolontariat. Może to być lokalizacja, godziny pracy, inni wolontariusze, właściciele lub po prostu z różnych innych powodów możesz nie czuć się tam dobrze. Być może oczekiwałaś chillowego miejsca, a znalazłaś się w centrum hałaśliwego miasta, które nie daje odpocząć? Tak też się zdarza. W tej sytuacji zawsze możesz pogadać z właścicielem. Raz w Portugalii zdecydowałam się wyjechać wcześniej z wolontariatu. Manager powiedział, że ustaliliśmy miesiąc, ale nie będzie mnie przecież trzymał siłą, jeśli źle się tam czuję.
- Podczas pracy w hostelach czasami wręcz trudno się opędzić od ludzi. Niekiedy to zaleta, bo możesz poznać mnóstwo nowych osób, ale pamiętaj, że z innymi ludźmi będziesz dzielić pokój, kuchnię, lobby i ogródek, więc może zabraknąć przestrzeni i prywatności tylko dla Ciebie.
- Dość rzadko zdarzają się wolontariaty, w których ktoś Ci zaoferuje własny pokój. Zazwyczaj będziesz musiał go dzielić z jedną lub kilkoma osobami, również innej płci (ewentualnie spać w namiocie). Jeśli jesteś osobą, która nie chce lub nie potrafi dzielić pokoju z innymi, możesz mieć problem na wolontariacie.
PS: ten artykuł NIE został napisany przy współpracy z Wordpackers. To moja szczera opinia.
***
Jakie masz doświadczenia z wolontariatem z Worldpackers?