Dlaczego szkoła jest zła? 18 błędów systemu edukacji

Dlaczego szkoła jest zła? 18 błędów systemu edukacji
Obecny system edukacji w Polsce jest zły, ponieważ przystosowany jest do uczniów z zupełnie innej epoki. Wykorzystywany dziś na całym świecie, system szkolnictwa powstał w Prusach po to, by wykształcić dzieci na robotników. Niestety, minęło prawie 200 lat i niewiele się zmieniło. Właśnie dlatego mamy w szkołach dzwonki, mundurki, apele, przewodniczących klas czy wstawanie, niczym na rozkaz, gdy nauczyciel wchodzi do pomieszczenia.

 

Oto 18 błędów polskiego systemu edukacji:

1. Złe metody nauczania

Na czym polegają złe metody nauczania? W szkole się nie uczymy, ale jesteśmy nauczani. A to niestety nie to samo. Szkoła nie sprzyja naturalnym procesom uczenia się i twórczemu rozwojowi. Jak potwierdzają psychologowie, metody, które stosują nauczyciele są nieskuteczne, a wręcz szkodliwe, ponieważ dzieci często wysłuchują monologu pedagoga oraz są zmuszane do przepisywania podręcznika.
 
Z tym że te metody nie działają na dłuższą metę. Są efektywne tylko w celu zapamiętania informacji potrzebnych na egzaminy. Doskonale to widać na przykładzie kartkówek ze słówek z języka obcego. W szkole zazwyczaj znamy konkretne słówko, jednak nie jesteśmy w stanie wykorzystać go w praktyce – ułożyć z nim zdania lub użyć go w rozmowie. Jest to jedna z wielu błędnych metod uczenia się.
 
Jeśli chcecie dowiedzieć się o efektywnych sposobach nauki, polecam świetną książkę Radka Kotarskiego „Włam się do mózgu”. Lektura zawiera kilkanaście potwierdzonych naukowymi badaniami metod przyswajania informacji oraz efektywnego uczenia. Dawno już nie czytałam tak świetnej książki. Jest to obowiązkowa pozycja dla dorosłych, którzy jeszcze nie nauczyli się, jak się NAPRAWDĘ uczyć.
 
 
 
dlaczego szkoła jest zła? błędy systemu edukacji
 

2. Nauka bezużytecznych rzeczy

Właściwie to ile pamiętamy ze szkoły? 20% materiału? 10… 5? Na Uniwersytecie w Memphis zbadano, że po tygodniu nauki dzieciom zostaje w głowach mniej niż 10% wiedzy. A to znaczy, że po wielu latach od zakończenia szkolnej edukacji pamiętamy jedynie jej niewielki wycinek.
 
90% materiału, który przerabiamy jest nam kompletnie niepotrzebny w życiu. Czy naprawdę kiedykolwiek przyda nam się budowa pantofelka czy daty panowania polskich królów? Nie wspominając o tym, że w ciągu 12 lat edukacji przerabiamy te daty trzykrotnie. A kiedy jest już koniec roku to nauczycielom nie starcza czasu na przerobienie ciekawszych i bardziej aktualnych tematów, jak w przypadku historii – druga wojna światowa.
 
„Edukacja – to okres, w którym jesteś nauczany przez kogoś, kogo nie znasz, o czymś, czego nie chcesz wiedzieć” – Gilbert Keith Chesteron
 

3. Popełnianie błędów jest złe

Dzieci boją się popełniać błędy, ponieważ wielokrotnie słyszały, że wszystko mamy umieć. Szkoła jest po to, by nas nauczyć a nie wymagać od nas, byśmy przychodzili na lekcje perfekcyjnie przygotowani. „Nie umiesz? Przecież mieliśmy to wczoraj… Siadaj! Jedynka!”
 
Prawdziwe życie polega właśnie na popełnianiu błędów. Co więcej, popełnianie błędów jest jednym ze składników niezbędnych do efektywnej nauki, ponieważ wtedy przyswajamy informacje znacznie szybciej i lepiej. Ważne jest uczenie się na błędach, eksperymentowanie, poszukiwanie odpowiedzi z różnych stron. Tymczasem dzisiejsza szkoła zabija kreatywność uczniów, którzy wystawiani są na ciągły stres, gdy czegoś nie wiedzą i uczy ich, że popełnianie błędów jest zawsze złe.
 
Na jednym z blogów przeczytałam badanie, z którego wynikało jak nauczone przez szkołę siedmiolatki, nie odzywały się ze strachu przed kompromitacją oraz popełnieniem błędu:
 
„Warto tu przypomnieć eksperyment prof. Edyty Gruszczyk-Kolczyńskiej. Rozmawiała z sześciolatkami – i osobno siedmiolatkami – o liczbach. W trakcie rozmowy z sześciolatkami jakby od niechcenia mówiła, że 2 plus 3 jest 7. Dzieci gorąco zaprotestowały. Natomiast siedmiolatki, już chodzące do szkoły, na taką samą wypowiedź już nie protestowały, przyjęły ją milczeniem.”
 

4. Oceny

Oceny są niesprawiedliwe, stresujące, przez nie mamy większe skłonności do oceniania ludzi i przypisywania im etykiet. W dodatku ocena to tylko cyferka, za którą swoi prawdziwa osoba. Wystawianie ocen, w moim mniemaniu, nie ma żadnego sensu.
 
Oceny tylko wzmagają rywalizację i współzawodnictwo pomiędzy uczniami. Bez wątpienia, czujemy się gorsi przez stopnie, które dostajemy, ponieważ zawsze mogło być lepiej. W rezultacie rodzice wracają z wywiadówki i mają pretensje, bo nasi rówieśnicy mają lepsze oceny w szkole niż my. Nawet jeśli dostajemy 3 ze sprawdzianu, zawsze mogliśmy dostać 4. A jak dostaliśmy 4, zawsze mogłaby być piątka.
 
 
Niewątpliwie oceny w szkole zabijają naturalną ciekawość dziecka. Na początku edukacji dzieci naprawdę chcą się uczyć – zadają pytania, są aktywne, pragną dowiedzieć się więcej, jednak z czasem to mija. Oceny są przede wszystkim motywacją zewnętrzną, narzuconą przez system szkolnictwa. Nie jest to motywacja wewnętrzna dzieciaków, od których zarówno rodzice jak i nauczyciele często wymagają jak najlepszych stopni.
 
Oczywiście w szkole stresujące są również klasówki oraz to, że nauczyciele często odpytują uczniów przed całą klasą. Z drugiej strony, często oceny w szkole z testów podawane są przed całą klasą, jawnie, co jeszcze bardziej napędza lawinę rywalizacji. W dodatku oceny w szkole nie dają nam żadnej informacji zwrotnej, ponieważ widzimy tylko cyferkę, zamiast której powinien być komunikat – co powinniśmy poprawić lub było naprawdę dobre.
 
Oceny idą w parze ze sprawdzianami.
 

5. Sprawdziany

Kolejny niepotrzebny wymysł edukacji. Ile razy zaserwowano nam podwyżkę kortyzolu, kiedy nauczyciel wypowiedział znienawidzoną przez wszystkich uczniów frazę: „A teraz wyciągamy karteczki”? W dodatku na sprawdzianach dzieci uczą się, że jest tylko jedna możliwa odpowiedź, w rezultacie czego prowadzi to do zabijania kreatywności.
 
„Uczymy się nie dla szkoły, lecz dla życia” – Seneka Młodszy
 
 

6. Szkoła zabija kreatywność

W procesie nauki ważne jest dostrzeganie różnych możliwości, przyjrzenie się wielu odpowiedziom oraz zdolność interpretacji zachodzących zjawisk. W polskim systemie edukacji kreatywność i logiczne myślenie zabijane jest w szczególnie niemiłosierny sposób.
 
Nauczyciel ocenia, na przykład pracę z polskiego, wraz z kluczem, według którego jest tylko jedna poprawna odpowiedź. Niekiedy można było usłyszeć z ust pedagoga: „Twoja odpowiedź jest poprawna, lecz nie ma jej w kluczu, więc wystawiam za nią 0 punktów”. Jest to kompletnym bezsensem, jednak nie jest to wina nauczyciela, a całego systemu nauczania, który zabija logiczne myślenie.
 

 

7. Ilość godzin

Przyznam szczerze, że pomimo ciągłego wagarowania w gimnazjum nie miałam żadnego hobby. Na znalezienie pasji nie było po prostu czasu. Dzieci uczą się w szkole po wiele godzin dziennie i często są przy tym przepracowane. Często zaczynają zajęcia o 8, a w domu są dopiero o 16.
 
Kiedy wracają muszą odrobić jeszcze pracę domową a później przygotować się na klasówkę. W rezultacie, zanim wszystko odrobią jest już nawet 22. Kiedy więc mają mieć czas na odpoczynek lub znalezienie pasji? Kiedy podliczono godziny w szkole i te spędzone na nauce, udowodnioni, że dzieciaki uczą się więcej niż 40 h tygodniowo, a to znaczy, że pracują więcej niż dorosły zatrudniony na umowę o pracę.
 

8. Teoria, nie praktyka

W szkole jest niewiele zajęć praktycznych a edukacja w dużej mierze stawia na suche zapamiętywanie reguł i formułek. Tym samym, wychodzi na to, że osoby, które mają najlepsze oceny w szkole są tymi, które mają największą pojemność mózgu i są w stanie zapamiętać najwięcej rzeczy. Często jednak nawet one stosują zasadę 3Z – zakuć, zdać, zapomnieć.
 
„Szkoła nie polega na napełnianiu wiadra, ale na rozpalaniu ognia” – William Butler Yeats
 

9. Brak indywidualnego podejścia

Od wszystkich dzieci oczekuje się, że będą na takim samym poziomie. Wszyscy będą się uczyć i zdobywać dobre stopnie ze wszystkich przedmiotów. Ale przecież każdy jest inny, ma inne zainteresowania i talenty, dlatego radzi sobie lepiej lub gorzej z niektórymi przedmiotami. Jedni mają zdolności matematyczne, inni językowe a jeszcze inni plastyczne, muzyczne, przyrodnicze lub sportowe.
 
W latach 80 wyróżniono 7 typów inteligencji, po to by wskazać w jaki sposób możemy się najefektowniej uczyć. U każdego z nas dominuje inny typ inteligencji. Tutaj wyłania się kolejny błęd systemu edukacji, to znaczy…
 
 

10. Hierarchia przedmiotów

Oczywiście w szkole na pierwszym miejscu jest matematyka i języki, później przedmioty humanistyczne i przyrodnicze, a dopiero na samym końcu nie liczą się przedmioty artystyczne. Dlatego jeżeli uczeń przejawia zainteresowanie fotografią, muzyką, plastyką, informatyką lub sportem a nie radzi sobie z innymi „ważniejszymi” przedmiotami, może mieć problemy w szkole.
 
Co więcej, bywają również uczniowie o wysokiej inteligencji ruchowej (kinestetycznej). To właśnie oni są postrzegani za tych nie mogących usiedzieć w ławce, wiecznie ruchliwych, mających wiele uwag w dzienniczku, ponieważ ciągle się wiercą. Dzieci o dominującym typie inteligencji kinestetycznej nie są złośliwe, one po prostu uczą się lepiej będąc w ruchu, dlatego sport jest często ich zainteresowaniem.
 
 

11. Zajęcia w ławkach

Niemniej one są kolejnym problemem, ponieważ potrzeba ciągłego ruchu u małych dzieci jest czymś naturalnym. Dlatego ta choroba ruchliwości nazywana jest powszechnie dzieciństwem.
 
 

12. Brak możliwości wyróżnienia się

W szkole najczęściej stosuje się restrykcje dotyczące wyglądu. Dziewczyny nie mogą mieć pomalowanych paznokci, mocniejszego makijażu, nie wspominając o farbowaniu włosów na krzykliwy niebieski, bo nie można się wyróżniać. Jeśli któraś z nas ubierała się – zdaniem nauczycieli – zbyt wyzywająco lub nieodpowiednio, była zabierana na „dywanik”.
 
„Nauka w szkołach powinna być prowadzona w taki sposób, aby uczniowie uważali ją za cenny dar, a nie za ciężki obowiązek” – Albert Einstein
 
 

13. Brak nauki umiejętności miękkich

Mogę przedstawić cały arsenał umiejętności, których nie nauczyła mnie szkoła, a które są niezbędne do… życia. Właściwie to o tym zapomina polski system edukacji. W liceum podczas szukania pierwszej pracy przeczytałam całego bloga o tworzeniu CV, bo nikt mi nie powiedział, jak powinnam to zrobić. Szkoła nie uczy jak wypełnić podatki, oszczędzać pieniądze, znaleźć mieszkanie, kupić dom lub samochód, założyć własną firmę. W dodatku, opuszczamy jej progi mając niskie poczucie własnej wartości, a wielu z nas często brakuje stabilnego zdrowia psychicznego.
 

 

14. Klasy wiekowe

Powiedzmy sobie szczerze. W realnym życiu spotykamy ludzi w różnych środowiskach, którzy najczęściej nie są w naszym wieku. W rezultacie, nawiązujemy przyjaźnie z osobami o ogromnej różnicy wiekowej.
 
Ale jest jeszcze drugi powód dlaczego klasy z dziećmi w tym samym wieku są złym rozwiązaniem. Dzieciaki są na innym poziomie intelektualnym i poznawczym, a co za tym idzie – powinny uczyć się kompletnie różnych rzeczy.
 

15. Przyklejanie etykietek

W podstawówce miałam surową wychowawczynię, która jednemu chłopakowi, który często opuszczał zajęcia i miał problemy w nauce, przypięła metkę „leń patentowany”. Nazywała go tak wielokrotnie, niekiedy w żartach, ale sami pomyślcie jak ubliżające było to dla tego chłopaka. Być może on sam zaczął tak o sobie myśleć, a to tylko pogłębiało jego problemy w szkole?
 
Często nauczyciele przypinają uczniom łatki i etykietki, które są bardzo krzywdzące, ponieważ trzymają się ich przez wiele lat a nawet do końca życia.
 
„Nie jesteś dobry z matematyki”, „Nie zostaniesz śpiewakiem, bo fałszujesz”, „Jesteś niegrzeczny”, „Jesteś zdolną i mądrą uczennicą”.
 
Nauczyciel jest uważany za autorytet, który ma zawsze rację, dlatego dzieciaki chłoną jego słowa jak gąbka chłonąca wodę.
 
Ze mną było podobnie. Przez całe życie edukacyjne myślałam, że jestem nieśmiała. Tak etykietowano mnie w szkole, bo mało się odzywałam i raczej zawierałam mało znajomości. Taka etykietka towarzyszyła mi dopóki nie zrozumiałam, że nie jestem nieśmiała, tylko wysoko wrażliwa. Nie odzywam się, bo nie mam takiej potrzeby. Wolę słuchać, niż mówić.
 

16. Nieodpowiednie lektury szkolne

Dzieci w pierwszej klasie uczą się czytać, ale później są zmuszane do tego, by czytać obowiązkowe książki, które nie sprawiają im przyjemności. Czytanie książek powinno być frajdą a nie mordęgą. W kanonie lektur szkolnych znajdują się książki stare, niekiedy mające przeszło 100 lat. Czy naprawdę musimy omawiać takie pozycje? Napisano wiele wspaniałych, nowszych lektur, które byłyby znacznie ciekawsze dla nastolatków.
 
„8 lat podstawówki, 4 lata liceum, 5 bite studiów, 20 lat praktyki i oto mi płacą… jakby ktoś dał mi w mordę…” – Dzień Świra
 

17. Zajęcia na 8

Co prawda, nie jest to stricte błąd systemu, ponieważ każda szkoła sama wyznacza godziny zajęć, jednak w większości placówek zajęcia rozpoczynają się o 8. Lekcje te są szczególnie kłopotliwe dla nastolatków. Młodzież najczęściej chodzi później spać, ponieważ ich cykl okołodobowy przesunięty jest o mniej więcej 2 godziny w tył, w rezultacie czego, chodzenie spać o 1 czy 2 w nocy jest dla nich bardziej naturalne. Niestety, nastolatki zmuszone do wstania o 6 rano, by dojechać do szkoły, nie wysypiają się i gorzej przyswajają informacje. Co więcej, poranny budzik może również skracać najważniejszą fazę snu REM, która jest niezbędna do zdrowego funkcjonowania.
 
 

18. Szkoła nie uczy jak się uczyć

And last, but not least.
Tutaj odsyłam do świetnego filmiku, również Radka Kotarskiego, jak się uczyć, w którym opowiada o wspomnianych przeze mnie rodzajach inteligencji. Niestety, szkoła nie dała nam wiedzy, w jaki sposób możemy zapamiętać te wszyskie suche regułki, które są nam wpajane przez 12 lat edukacji.
 
 

Szkolne błędy

Inne błędy polskiego systemu edukacji których nie wspomniałam? Brak wielu potrzebnych przedmiotów – edukacji seksualnej, psychologii, filozofii. Obowiązkowa religia, która jest absurdem, nie możemy wybrać od początku, jakie przedmioty chcemy mieć rozszerzone, niekompetentni nauczyciele lub nauczanie w nudny sposób, o którym wspomniał Michał Pasterski w swoim artykule o błędach w edukacji.
 
 
„Nigdy nie pozwoliłem mojej szkole stanąć na drodze mojej edukacji.” – Mark Twain
 
***
Mam nadzieję, że Wy również nie pozwoliliście.
 
 

7 komentarzy

Dzień dobry/dobry wieczór. Chciałbym napisać, co myślę o Pani przemyśleniach – z większością się zgadzam, z kilkoma nie, dodałbym coś od siebie, ale po kolei:

1. „Złe metody nauczania” – prawda.

2. „Nauka bezużytecznych rzeczy” – w większości prawda, ale z pewnym zastrzeżeniem. Choć zdarzają się rzeczy w szkołach, które są niepotrzebne do życia dla większości, to jednak są pasjonaci. Dla nich (poprzez rozszerzenia lub profile edukacyjne) należy zachować taką naukę i nawet ją rozwinąć – jeśli ktoś szczególnie interesuje się matematyką na wysokim poziomie, powinien się jej uczyć, nawet jeżeli matematyka jest potrzebna tylko do pewnego stopnia (dodawanie, odejmowanie, mnożenie, dzielenie, procenty, ułamki, czytanie wykresów itp.). Jeśli ktoś mocno fascynuje się historią, to też powinien się jej uczyć, mimo iż nauka historii po osiągnięciu pewnego poziomu przez kogoś, nie jest konieczna do życia. Dla pasjonatów należy zachować jakieś formy rozwoju takiej specjalistycznej wiedzy w szkole.

3. „Popełnianie błędów jest złe” – zgadzam się z krytyką takiego podejścia.

4. „Oceny” – poniekąd prawda. Dobre byłoby wprowadzenie ocen opisowych, choć należy wyciągać konsekwencje wobec uczniów, którzy złośliwie by wykorzystywali brak ocen do lenistwa („nie ma ocen, napiszę byle co i nie dostanę już jedynki”).

5. „Sprawdziany” – trudno powiedzieć. Z jednej strony, sprawdziany są stresujące, ale z drugiej strony trzeba sprawdzać, czy uczniowie opanowali pewną wiedzę. Niemniej opowiadam się za zmniejszeniem liczby kartkówek i sprawdzianów, zerwaniem z niezapowiedzianymi kartkówkami oraz ograniczeniem liczby kartkówek w tygodniu.

6. „Szkoła zabija kreatywność” – prawda.

7. „Ilość godzin” – zgadzam się. Dzieci i młodzież są przeciążone w szkołach – spędzają tam za dużo godzin. Należy odchudzić podstawę programową z najbardziej niepotrzebnych rzeczy, aby uczniowie w szkołach spędzali rozsądną ilość czasu.

8. „Teoria, nie praktyka” – poniekąd prawda. Należy bardziej postawić na praktykę w systemie edukacji. Ale jak wcześniej napisałem, pasjonatom należy pozostawić możliwość zdobywania teoretycznej i specjalistycznej wiedzy w zakresie nauki szkolnej.

9. „Brak indywidualnego podejścia” – zgadzam się. Wynika to głównie z braku nauczycieli, którzy odchodzą m.in. przez nieudolne podejście ministra Czarnka. Obecnym nauczycielom trudno podejść indywidualnie do uczniów, gdy klasy liczą często 20-30 osób.

10. „Hierarchia przedmiotów” – prawda. Choć jestem za nauką wiedzy ogólnej w szkołach podstawowych, tak aby każdy miał jakąś podstawową wiedzę, która jest potrzebna do życia w społeczeństwie – m.in. podstawowa matematyka (podstawowe działania, podstawowa geometria, ułamki, procenty, odczytywanie wykresów itp.), znajomość ortografii, znajomość podstaw historii (żeby np. nie nabierać się na kłamstwa o „polskich obozach koncentracyjnych”, czy znać też słowiańskie korzenie Polski, o których jest za mało w szkole), czy podstawy fizyki (trochę astronomii, czy bezpieczne obchodzenie się z prądem elektrycznym, szczególnie w dobie głupich popisów niektórych nastolatków, polegających na wchodzenie na linie wysokiego napięcia), to jednak na poziomie ponadpodstawowym należy postawić na indywidualne zdolności uczniów, ograniczając resztę do minimum (tak aby humanista umiał wykonywać podstawowe obliczenia i umiał odczytywać wykresy, a ścisłowiec pisał poprawnie i znał trochę historii). Jeśli ktoś szczególnie interesuje się historią, czy literaturą, powinien mieć dużo godzin swoich ulubionych przedmiotów, a resztę ograniczyć do minimum i powtórki podstawowych wiadomości. Tak samo gdy ktoś interesuje się biologią, chemią, matematyką, fizyką, czy informatyką.

11. „Zajęcia w ławkach” – w przypadku wielu młodszych dzieci (w przedszkolach i klasach 1-3 szkoły podstawowej) może to być prawda.

12. „Brak możliwości wyróżnienia się” – tutaj nie zgadzam się. Wyróżnianie wyróżnianiem, ale czasem idzie to ku przesadzie. W sytuacji, kiedy uczniowie farbują włosy na nienaturalne kolory (np. kolor niebieski, czy różowy), niemalże się obnażają w szkołach, czy mają na twarzy kilkadziesiąt kolczyków, nie można tego akceptować. I nie jest to żaden patriarchat – chłopców też należy, mówiąc metaforycznie, krótko trzymać pod tym względem. Od razu to zaznaczam, aby nikt nie pomyślał, że jestem kimś, kto chce szczególnie surowo traktować dziewczyny. Chłopcy też powinni się przyzwoicie ubierać. Zasady powinny być jasne i narzucać przyzwoitość, ale powinny być równościowe. Tak jak na przykład w jednym z włoskich miast turystycznych, które wprowadziło mandat za brak koszulki w miejscach publicznych poza plażami, czy basenami. (źródło: https://www.fly4free.pl/mandat-za-chodzenie-bez-koszulki/) Jest to równościowa zasada, bo mężczyznom też nie wolno ściągać koszulek w miejscach publicznych, więc nie jest to zakaz wyłącznie dla kobiet). Powtarzam – przyzwoitość, ale równość.

13. „Brak nauki umiejętności miękkich” – w większości się zgadzam.

14. „Klasy wiekowe” – na chwilę obecną nie mam zdania na ten temat.

15. „Przyklejanie etykietek” – trudno powiedzieć. Z jednej strony takie „etykiety” mogą być przykre, ale z drugiej strony, jeśli ktoś notorycznie się spóźnia, czy z premedytacją nie przygotowuje się do zajęć, to czy należy to akceptować (lub milcząco na to przyzwalać)?

16. „Nieodpowiednie lektury szkolne” – częściowo zgadzam się. Jestem za hybrydowym rozwiązaniem, czyli pomieszaniem nowoczesności z tradycją. Powinno być trochę nowoczesnych lektur, a trochę tradycyjnych. Nowoczesne zainteresują dzieci i młodzież, ale jesteśmy Polakami i Europejczykami, więc nasze młode pokolenie jednak też potrzebuje wychowania w naszej tradycyjnej kulturze. Więc opowiadam się za zachowaniem części tradycyjnych i ważnych dla Polaków lektur, ale wyrzuceniem przy tym tych mniej ważnych i zastąpieniem ich tymi nowoczesnymi, które dobrze trafią do dzieci i młodzieży. Przy czym te nowoczesne lektury powinny wciąż uczyć dobrych wartości – na pewno nie można wprowadzać czegoś, co promuje np. używki, czy przemoc. Jeśli jest to tam przedstawione, nie powinno być przedstawiane jako coś dobrego.

17. „Zajęcia na 8” – prawda, w szczególności u nastolatków. Z tego co mi wiadomo, większość młodzieży ma biologiczny problem z wczesnym kładzeniem się spać i wczesnym wstawaniem. Jest to związane z hormonami w okresie dojrzewania.

18. „Szkoła nie uczy jak się uczyć” – zgadzam się. W podstawie programowej nie ma mowy o pokazaniu uczniom, jak się uczyć. Niektórzy nauczyciele w niektórych szkołach wspominają o tym, ale nie jest to powszechne i nie jest to wprowadzone nijak do podstawy programowej.

Co do końca tekstu, to do pewnego stopnia się zgadzam. Jeśli chodzi o filozofię w szkołach, to akurat ona jest w pierwszych klasach szkół ponadpodstawowych, z tego co wiem. Natomiast rzeczywiście brakuje edukacji seksualnej i psychologii. Co prawda WDŻ (wychowanie do życia w rodzinie) niby ma o tym wszystkim uczyć, ale to jest wybrakowany przedmiot. Należy zreformować WDŻ i wprowadzić tam rzetelną – choć dostosowaną do wieku uczniów – edukację seksualną oraz rozwinąć omawiane tam elementy psychologii. Niekompetentni nauczyciele również się zdarzają. Dużym problemem jest to, że wielu uważa swój przedmiot za jedyny (lub najważniejszy) i źle reaguje na to, gdy uczeń mówi, że np. nie zrobił jakiegoś zadania, bo miał natłok nauki z innych przedmiotów.

Jeśli chodzi o punkt 12., mówiący o braku możliwości wyróżniania się, to rozwinę trochę sens swojej wypowiedzi, aby jeszcze bardziej zaznaczyć swoje poglądy, tak aby uniknąć nieporozumień.
Chodzi mi o to, że młodzież potrafi przesadzić z tym całym „wyróżnianiem się”. Mowa tu o ubiorze odkrywającym dużo ciała, widocznych stałych tatuażach (do odróżnienia od tymczasowych, zmywalnych), farbowaniu włosów na nienaturalne kolory, tzw. tunelach w uszach, czy dziesiątkach kolczyków w różnych miejscach ciała. Sprzeciwiam się aż takim zmianom – są one przesadne i świadczą o modowej degeneracji tej części młodzieży, która tak modyfikuje swoje ciało. Choć mam w niektórych kwestiach postępowe poglądy, to akurat ta kwestia jest jedną z kilku, gdzie mam je dość konserwatywne. Uważam, że takie strojenie się jest nieprzyzwoite. Powinny być wyznaczone granice dotyczące ubioru i modyfikacji ciała – ubiór w szkole powinien być w miarę skromny. Przy czym powinno być to równościowe – nie powinno być czegoś takiego, że mówimy tylko dziewczynom, jak mają się ubierać. Chłopcom też należy narzucać pewne zasady. Też nie powinni się np. za bardzo obnażać, aby nie rozpraszać dziewczyn.

Moim zdaniem przykładowy przepis w statucie szkoły, który regulowałby ubiór i modyfikacje ciała przez uczniów, mógłby wyglądać tak:
1. Uczniowie, niezależnie od płci i wieku, powinni w szkole, jej obrębie oraz na wycieczkach organizowanych przez szkołę, ubierać się przyzwoicie i unikać radykalnych modyfikacji wyglądu ciała, aby okazać szacunek szkole, rówieśnikom oraz pracownikom szkoły.
2a. Zabrania się uczniom na terenie szkoły następującego ubioru i obuwia:
a) ubioru odsłaniającego nogi mocno powyżej poziomu kolana;
b) ubioru odsłaniającego brzuch;
c) dużych dekoltów;
d) odsłaniania klatki piersiowej;
e) ubioru, który sprawia, że intymne części ciała mocno się odznaczają;
f) odsłaniania ramion;
g) nieschludnie wyglądającego ubioru i obuwia, takiego jak na przykład spodnie z dziurami;
h) ubioru i obuwia z wulgarnymi napisami, symbolami lub znakami;
i) ubioru i obuwia promującego alkohol, papierosy lub inne używki, ze szczególnym uwzględnieniem tych zabronionych przez prawo polskie.
2b. Zasada 2a w punktach a, b, c, d, e oraz f nie obowiązuje na zajęciach wychowania fizycznego oraz organizowanych przez szkołę zajęciach pływania lub w przypadku wycieczek mających w programie pobyt na jakimkolwiek kąpielisku lub plaży, podczas przebywania uczniów w takich miejscach.
3a. Zabrania się uczniom:
a) posiadania nieprzyzwoitych i szpecących tatuaży, jeżeli występują w widocznym miejscu, przez co nie można ich ukryć;
b) modyfikowania ciała w rażący sposób, tak jak na przykład duża liczba kolczyków w ciele, czy tzw. tunele w uszach;
c) farbowania włosów na kolory, które nie występują u człowieka w sposób naturalny albo występują bardzo rzadko i jako zaburzenie.
3b. Zasada 3a nie obowiązuje, jeżeli jest możliwe na czas pobytu w szkole ukrycie lub usunięcie wyżej wymienionych modyfikacji, a dani uczniowie to uczynią.

Jak widzimy, moja propozycja jest równościowa – regulacje w moim założeniu powinny obowiązywać zarówno chłopców, jak i dziewczyny. Odchodzi więc męski szowinizm i dyskryminacja kobiet. Ze swoimi poglądami idę na pohybel zarówno męskiemu szowinizmowi (poprzez chęć zwalczenia modowego zwyrodnienia zarówno wśród chłopców i dziewczyn, a nie wyłącznie dziewczyn), jak i chorym psychicznie i zboczonym postępakom, których ostatecznym celem najwyraźniej byłaby publiczna nagość oraz tatuowanie głupot w każdym miejscu ciała (poprzez sprzeciw wobec tej modowej degeneracji).

Poza tym, mam też od siebie kilka propozycji.

Ograniczyć prace domowe.
Jestem za znaczącym ograniczeniem ilości prac domowych. Uważam, że szkoła jest od nauki, a dom jest w większości od odpoczynku i dobrowolnej nauki w przypadku pasjonatów. Zadań domowych i przymusowej nauki w domu powinno być niewiele i część z tego powinny stanowić jakieś projekty, które rozwijałyby kreatywność uczniów.

Zniechęcać młodzież do używek i zachęcać do abstynencji.
Jak wiadomo, większość nastolatków sięga po używki – zarówno te legalne, jak napoje alkoholowe, wyroby tytoniowe oraz ostatnimi czasy tzw. e-papierosy, jak i nielegalne, takie jak marihuana. Jest to jeden z najpoważniejszych problemów związanych z młodzieżą. Ma to wiele przyczyn – promowanie używek w mediach oraz tzw. „kulturze” masowej, złe wychowanie, szkodliwy wpływ rówieśników, brak wsparcia w domu, chęć przeżycia mocnych wrażeń i wiele innych – można by długo wymieniać. Uważam, że należy przedstawiać używki jako coś złego, promować wstrzemięźliwość od nich, wyszukiwać i promować nastolatków, którzy otwarcie sprzeciwiają się używkom – gdyż rówieśnicze wzory do naśladowania (ang. role models) to dobra rzecz, w sytuacji gdy wielu kolegów i koleżanek służy jako złe wzory oraz przedstawiać znane postaci, które są abstynentami – należy głosić wiedzę o tym, że nawet niektórzy czołowi politycy światowego formatu są abstynentami – na przykład obecny prezydent USA (na dzień 20 września 2022 roku) Joe Biden, czy jego poprzednik, Donald Trump. Pokazywanie, że abstynenci odnoszą ogromne sukcesy, jest świetnym pomysłem – równoważy wpływ opowieści o alkoholowych wyskokach byłego prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego, czy byłego i nieżyjącego już prezydenta Rosji Borysa Jelcyna. Powiem wprost – wstrzemięźliwość od używek dobrze świadczy o człowieku, a ich zażywanie – źle.

Należy w ramach zajęć języka polskiego namawiać młodzież do ograniczania wulgaryzmów. Niestety współcześnie społeczeństwo jest dużo bardziej zwulgaryzowane niż np. 100 lat temu. Dotyczy to szczególnie młodych ludzi. Niestety dawna kultura słowa gdzieś zniknęła, a wielu ludzi posługuje się mową rynsztokową na co dzień. Młodzież też tak postępuje – wystarczy przejść koło grupy nastolatków i jest duże prawdopodobieństwo, że usłyszymy przynajmniej jeden wulgaryzm. Tak więc należy potępiać tak częste używanie wulgaryzmów i promować ich rzadsze używanie. Rozumiem, gdy ktoś okazjonalnie przeklina, aby np. zamanifestować swoje wzburzenie z powodu określonej sytuacji, jest mocno zestresowany, czy po prostu uderzy się o coś i przeklnie sobie. Ale używanie rynsztokowej mowy na co dzień powinno się spotykać z towarzyskim oraz społecznym ostracyzmem. Nie twierdzę, że należy to karać więzieniem – jestem za wolnością słowa w „oczach” prawa karnego. Ale taki społeczny ostracyzm wobec osób znanych z codziennej wulgarności byłby zasłużony dla takich wykolejeńców. I podkreślam – tu też jestem za równością, tak samo jak w kwestii ubioru i uważam, że należy to stosować równo wobec kobiet i mężczyzn. Nie powinno być tak, że np. kobiety mają nie przeklinać, a mężczyźni mogą robić to kiedy chcą. Zasady przyzwoitości powinny zostać przywrócone dla obu płci.

Tak więc – należy unowocześnić edukację i wprowadzić wiele postępowych reform (takich jak rzetelna edukacja seksualna, lepsze podejście do uczniów, nauka praktycznych umiejętności, lepsze metody nauczania, odciążenie uczniów, czy większa empatia wobec dzieci i młodzieży), ale potrzeba w tym samym czasie kilku bardziej konserwatywnych kierunków (choć ostatni raz podkreślam – rygory powinny obowiązywać zarówno chłopców/mężczyzn, jak i dziewczyny/kobiety ze względu na równouprawnienie płci) – abstynencji od używek, skromności w ubiorze i ograniczania wulgarnego słownictwa!

Pozdrawiam i przepraszam za długi komentarz.

Hej Yuma. Dzięki za długi komentarz, wręcz elaborat, który nadawałby się na kolejny wpis na bloga 🙂 Bardzo miło czytało się Twoje przemyślenia. Również z większością rzeczy się zgadzam, szczególnie z ostatnimi akapitami, mówiącymi o ograniczeniu pracy domowej, zachęcaniu do abstynencji i namowy do ograniczania wulgaryzmów. Na te dwa ostatnie nigdy nie wpadłam, choć szkoła również mogłaby przysłużyć się w tych kwestiach.

Jeśli chodzi o ubiór, oczywiście zgadzam się, że powinien być on schludny i przyzwoity, bo w końcu dzieciaki przychodzą do szkoły, a nie na imprezę. Myślę jednak, że jestem mało konserwatywna, jeśli chodzi o te kwestie, ale to i tak nie ma najmniejszego znaczenia, bo nie jestem dyrektorką szkoły i nie będę tworzyć własnych regulaminów ubioru.

Zaintrygowały mnie tatuaże. Wspominasz o „nie posiadaniu nieprzyzwoitych i szpecących tatuaży”. Czy nie jest tak, że kwestia tatuaży jest subiektywna i coś, co Tobie może wydawać się szpecące, dla ucznia może mieć znacznie? Oczywiście nie mówię o naprawdę źle wykonanych, „sebkowych” tatuażach, bazgrołach czy tragicznych napisach, tylko o zwykłym tatuażu. Teraz popularne są też delikatne tatuaże, na przykład kwiaty. Czy taki tatuaż w odsłoniętym miejscu byłby w takim razie akceptowalny w szkole?

Jeśli chodzi o brak przestrzeni na wyróżnienie się, chodziło mi głównie o to, że nastolatki są osobami, które poszukują swojej tożsamości, odpowiedzi na to kim są i lubią testować nowe rzeczy. Niektórzy mogą to prezentować ubiorem (nawet „metal” może ubierać się schludnie i przyzwoicie). Jestem więc za tym, by o ile swoim wyglądem czy ubiorem nie gorszą innych, czyli nie odkrywają za dużo ciała etc. mogę wciąż prezentować siebie i swoją tożsamość.

Dzięki, że wspominasz, że jesteś za równouprawnieniem. Wspomniałam w tym punkcie (12) o zasadach, które dotyczą dziewczyn w szkole, bo niestety nie zauważyłam, żeby takie same obowiązywały chłopców.

Zgadzam się też, że dzieci powinny mieć możliwość wyboru rozszerzonych przedmiotów, które ich interesują i pogłębiania wiedzy z tych tematów. Powinno to być wręcz obowiązkowe, bo lepiej jest wykształcić osoby, które są ekspertami w wybranych tematach, a nie takie, które wiedzą „wszystko i nic”.

Połączenie lektur tradycyjnych i nowoczesnych też wydaje mi się dobrym pomysłem. Sama naprawdę lubię niektóre klasyki, nie wspominając już o książkach z podstawówki. Dzieci z Bullerbyn to było coś. Moim zdaniem jednak kanon lektur powinien się zmienić na bardziej przystępny. Nowocześniejsze książki mogłyby zachęcić oporniejszych uczniów do czytania. Niestety mam wrażenie, że obecne, niekiedy 600-stronicowe lektury tylko zniechęcają młodych do sięgania po książki. Niektóre wręcz nie są przeznaczone do ich wieku. Niedawno przeczytałam świetną „Zbrodnię i karę”, która w liceum wydawała mi się zbyt trudna i filozoficzna.

W każdym razie, dzięki za komentarz i pozdrawiam!

Już odpowiadam na pytanie dotyczące tatuaży i to, jakim się sprzeciwiam. Sprzeciwiam się złym tatuażom – czyli takim wulgarnym, promującym używki lub bezsensownym. Natomiast moim zdaniem bardziej delikatne tatuaże, jak np. kwiaty, motyle, serca, czy kotwice, mogą być tolerowane w szkołach, bez jakiegoś szczególnego ich zakrywania. Sam nie mam żadnych tatuaży i nie jestem ich zwolennikiem, ale toleruję łagodniejsze tatuaże (czyli bez wulgaryzmów, przedstawiania narządów płciowych, przedstawiania używek czy innych głupot).

Cieszę się, że moje pomysły dotyczące namawiania do wstrzemięźliwości od używek i ograniczenia wulgaryzmów do szczególnych okoliczności zostały poparte. W tych czasach takie pomysły często spotykają się ze zdziwieniem i niechęcią – najwyraźniej wielu uważa, że wulgaryzmy to po prostu inny rodzaj przecinków, a używki są dobrym sposobem na odstresowanie i wyluzowanie się. A tu proszę – zyskałem kogoś, kto popiera to. Niestety od kilkudziesięciu lat można zaobserwować wulgaryzację społeczeństwa i coraz większe przyzwolenie na nadużywanie tych słów. Jeszcze 100 lat temu, gdyby ktoś zaczął przeklinać w normalnej rozmowie, zostałby potępiony przez towarzystwo (objęty ostracyzmem). A teraz wielu ludzi tak robi – wulgaryzmy przeszły ze szczególnych sytuacji, takich jak zdenerwowanie, wzburzenie, czy z rzadka ekspresja artystyczna, do sytuacji codziennych i zbyt często służą jako ekspresja artystyczna. Nie tęsknię w stu procentach za dawnymi czasami – w niektórych sprawach mam postępowe poglądy – na przykład popieram szacunek dla osób innej orientacji niż heteroseksualna, czy nie popieram kar cielesnych wobec dzieci. Ale ta sprawa jest jedną z kilku spraw, gdzie mam dość tradycyjne i konserwatywne poglądy.
Oczywiście moim zdaniem używki są gorszą rzeczą od wulgaryzmów – dlatego w przypadku wulgaryzmów popieram ich ograniczenie, a jeśli chodzi o używki, to popieram całkowitą abstynencję. Najlepsze i najszlachetniejsze jest życie bez używek – bez napojów alkoholowych, bez wyrobów tytoniowych, bez marihuany, bez amfetaminy, bez kokainy itd. Popatrzmy na małe dzieci – one sobie radzą bez używek i słusznie są one nie dla nich. A nastolatki (im też się niby zabrania, ale czy posłuchają dorosłych, którzy mówią, że to nie dla nich, ale sami biorą?) i dorośli niepotrzebnie idą w te używki. Małe dzieci potrafią bawić się i cieszyć życiem bez „wspomagaczy” w postaci używek. A nastolatki i dorośli? Żeby się odstresować po pracy/szkole i wyluzować na spotkaniu towarzyskim, piją/palą/wciągają jakieś świństwa. Alkohol i tytoń to też świństwa.
Oczywiście nie mówię tu o spożyciu alkoholu w śladowych ilościach, które znajdują się w niektórych słodyczach, bezalkoholowych zamiennikach napojów alkoholowych, czy nawet ketchupie (ocet spirytusowy). Nie uważam, że zjedzenie „Pawełka”, trufli lub likworka (choć tu zależy, ile zawiera alkoholu i ile takich cukierków likworków się zje), czy wypicie piwa bezalkoholowego to spożywanie alkoholu – jest on obecny tam w bardzo małej ilości, więc abstynenci też mogą to spożywać. Nawet niektóre organizacje abstynenckie, takie jak katolicka Krucjata Wyzwolenia Człowieka, nie uznają spożywania słodyczy, czy ciast z alkoholem, czy nawet bezalkoholowych zamienników napojów alkoholowych (np. piwo bezalkoholowe) za złamanie abstynencji. Źródło: http://www.tmoch.net/ruch/kwckredo.htm
Tak samo z alkoholem obecnym w lekach – to też nie jest złamanie wstrzemięźliwości od alkoholu jako używki.

Dzięki za odpowiedź! Ciekawiła mnie ta kwestia, bo sama mam delikatne tatuaże 🙂
Jeśli chodzi o używki, to kiedyś napisałam nawet artykuł, wyjaśniając dlaczego nie piję już alkoholu.

Wbrew pozorom jest sporo osób, które ograniczają lub całkowicie rezygnują z alkoholu i innych używek. Na pewno warto, by rodzice uczyli swoje dzieci, rezygnując z używek, bo jak wiadomo, w ten sposób daje się dziecku najlepszy przykład. Dobrze by było, gdyby szkoła też o tym wspominała, choć w obecnych czasach wydaje mi się to lekką utopią.

Co do przekleństw, zwykle nie myślę o tym, że rzeczywiście kiedyś używano znacznie mniej wulgaryzmów. Co prawda nie z naszego podwórka, ale przypomina mi się pewien klasyk z 1939, w którym pod koniec filmu wypowiedziano przekleństwo. Ludzie się tak oburzali, że opuszczali sale kinowe. To był słynny cytat z „Przeminęło z wiatrem” – „Frankly my dear, I don’t give a damn…”, które i tak jest dość słabym wulgaryzmem. Ale po prostu czasy były inne. Wiadomo też, że Polacy są znani z nadmiernego przeklinania, a dzień bez słowa na k się raczej nie zdarza.

Jak widać, jeszcze w latach 30., czy 40. XX wieku, ludzie oburzali się nawet na lekkie wulgaryzmy w kinie. A dzisiaj akceptują nawet ciężkie nie tylko pod koniec filmu, tylko przez cały film. Właśnie pod tym konkretnym względem tamte czasy były lepsze – pod wieloma względami gorsze (nie chodzi tu tylko o II wojnę światową), ale pod kilkoma względami, w tym pod tym, lepsze.

Dlatego jestem za stopniowym przywracaniem dawnej kultury wypowiedzi w przestrzeni publicznej. Właśnie to, że dzień bez wulgarnych słów raczej się nie zdarza, świadczy o zepsuciu społeczeństwa. Kiedyś ludzie potrafili się bardziej pohamować pod tym względem. Jak piszę – czasem można sobie przekląć w wyjątkowej sytuacji, np. gdy się bardzo wzburzymy, czy gdy się o coś uderzymy i jesteśmy sami lub nie ma obok nas np. dzieci, czy szczególnie wrażliwych na to osób. I tak właśnie robiono w dawnych czasach. A teraz oczywiście wulgaryzmy są na co dzień, co źle świadczy o ludziach tak często ich używających.

Można zaobserwować paradoks. Z jednej strony w ciągu kilkudziesięciu lat dokonano dobrego postępu – dążymy do równości płci, do szanowania osób innej orientacji niż heteroseksualna, do zwiększania praw dziecka, w niektórych krajach do unowocześniania edukacji, o której jest ten tekst. Ale z drugiej strony dokonano także złego postępu – zaczęto akceptować częste używanie wulgaryzmów, zaczęto bardziej niż kiedykolwiek w historii promować różne używki (wiele wynaleziono już w XIX wieku i pierwotnie stosowano jako leki, ale od lat 60. XX wieku zaczęto stosować je rekreacyjnie, jak np. LSD), czy zaczęto coraz bardziej akceptować odkrywanie różnych części ciała.

Ja osobiście nie jestem ani skrajnie konserwatywny ani skrajnie postępowy – po prostu są kwestie, gdzie mam postępowe poglądy i są kwestie, gdzie mam tradycyjne poglądy.

Dzielę postęp społeczny na dobry postęp i zły postęp.

Do dobrego postępu społecznego należą m.in. równość płci, coraz większy szacunek dla osób LGBT, zniesienie kar cielesnych wobec dzieci, teoretyczne zniesienie niewolnictwa (choć tak naprawdę dziś ludzie często pracują długie godziny w korporacjach i mają niewiele czasu dla siebie, więc ich los niewiele różni się od losu dawnych niewolników), dążenie do unowocześniania edukacji (a w krajach takich jak Finlandia, robienie tego przez władze), czy większa świadomość społeczeństwa w temacie chorób psychicznych.

Natomiast do złego postępu społecznego należą m.in. rosnąca akceptacja wulgaryzmów i ich częstego (a coraz częściej też publicznego) używania, coraz bardziej skąpe stroje, coraz częstsze i bardziej akceptowane spożywanie coraz to nowych używek, coraz mniejsze kierowanie się honorem przez ludzi, rosnące zakłamanie, czy rosnący hedonizm (teraz wielu chce tylko imprezować, pić, ćpać i żyć bez honoru).

Mój komentarz jest taki, że szkoła jest miniaturą społeczeństwa i jako taka jest skrojona na miarę naszej przyszłości. Szkoła idealnie przygotowuje nas do mierzenia się z szefem idiotą, do rygorów pracy etatowej, do radzenia sobie z nietolerancją i niesprawiedliwością społeczną. Szkoła idealnie uczy cwaniactwa i rywalizacji co bardzo przyda się w dorosłym życiu.. Szkoła uczy jak się przystosować, żeby nas nie zjedzono. Szkoła nie uczy nonkonformizmu gdyż ten nie jest opłacalny w życiu. Szkoła wychowuje idealnych obywateli i konsumentów gdyż z uczniów wyrosną przyszli płatnicy podatków. Państwo potrzebuje posłusznych konsumentów, którzy opłacać będą nieefektywną służbę zdrowia i utrzymywać nierentowny ZUS.

Po co państwu świadomy obywatel, który sam będzie troszczył się o swoje zdrowie zmniejszając dochody karteli farmaceutycznych, nie będzie wspierać przemysłu przetwórczego, samemu gotując posiłki z upraw ekologicznych? Który sam nauczy się tego co mu potrzebne zamiast opłacić kurs z VATem?

Cały system szkolnictwa służy tylko jednemu celowi: wychowaniu posłusznych, niemyślących konsumentów, którzy nie będą mieli czasu by myśleć lecz będą ślepo spełniać obowiązki. I ten cel współczesna szkoła realizuje perfekcyjnie.

Hej Renato!

Idealnie podsumowane. Z przykrością zgadzam się z Twoim komentarzem. W dużej mierze celem systemu edukacji jest wychowanie posłusznych obywateli, tak by mogli pracować od 8 do 17, płacić podatki oraz dokładać swoją „cegiełkę”. Niestety nie ma tutaj miejsca na świadomość.

Leave a Reply