Wyjdź ze swojej strefy komfortu! Tak brzmi prawdopodobnie najpopularniejszy i tekst kołczingowy. Strefa komfortu otula nas bezpieczeństwem, niczym ciepły kocyk w zimowe wieczory. Chcemy w niej zostać, bo kojarzy się z czymś dobrym i przyjemnym. Co z tego, że wszyscy dookoła krzyczą, że należy z niej wyjść. Czy wychodzenie ze swojej strefy komfortu rzeczywiście pomaga?
Spis treści:
Rozszerzanie strefy komfortu
Nie lubię określenia wychodzenia ze strefy komfortu, bo wolę zamienić je na rozszerzanie strefy komfortu. Kiedy robimy coś na maksa niekomfortowego po raz pierwszy to rzeczywiście wychodzimy ze strefy komfortu. Ale kiedy zrobimy to kilkanaście bądź kilkadziesiąt razy, strach mija i ta czynność wchodzi do naszej strefy komfortu. Nie odczuwamy już paniki ani strachu. W ten sposób rozszerzyliśmy naszą strofę komfortu, dodając do niej nowe, wcześniej nieznane aktywności.
Kiedy robimy coś niekomfortowego wielokrotnie, ta rzecz przestaje być dla nas niekomfortowa. Na przykład, gdy byłam młodsza chorobliwie bałam się dzwonić do ludzi i rozmawiać z obcymi przez telefon (tak, my introwertycy tak mamy). Dzwonienie do kogoś było na maksa przerażające, czasami głos mi drżał a ręce się pociły. Przed telefonem przez pół godziny potrafiłam układać sobie w głowie wszystkie możliwe scenariusze rozmowy. Chciałam przewidzieć wszystkie rzeczy, choć to było niemożliwe.
Jak przestałam bać się telefonów
W zeszłym roku zaczęłam pracować w call center, wiedząc, że boję się dzwonić do ludzi. Panika trochę minęła, choć to była moja najkrótsza praca w życiu (zgadnijcie czemu he he). Kiedyś usłyszałam fajny cytat, choć nie mam pojęcia kto go wypowiedział. Brzmiał mniej więcej tak:
Jak boisz się gadać przez telefon, wykonaj 1000 telefonów. Przy każdym będziesz się bał, ale nastąpi ten tysiąc pierwszy, przy którym już nie będziesz czuł strachu.
Wykonałam 1000 telefonów, a może nawet i więcej i zupełnie zapomniałam o tym, że boję się rozmawiać przez telefon. Obecnie dzwonię do lekarza i jestem zmuszona rozmawiać po portugalsku bez wcześniejszego przygotowania, choć mój portugalski nie jest perfekcyjny. Po prostu wiem, że rozmowa nie musi przebiegać idealnie i mogę czegoś nie zrozumieć lub poprosić o powtórzenie. Już nie układam sobie scenariuszy w głowie. Włączyłam rozmowy telefoniczne do mojej strefy komfortu i właśnie tutaj obecnie się znajdują.
Czerpanie z wnętrza strefy komfortu
Tyle mówi się o tym, że trwanie w strefie komfortu jest dla nas złe. Czy rzeczywiście tak jest? Lubimy naszą strefę komfortu, ponieważ wszystko w niej jest stałe, znajome i bezpieczne. Rozszerzanie jej nas krępuje i stresuje. Czujemy się awkard, kiedy podchodzimy do nieznajomego na ulicy, jeśli wcześniej tego nie robiliśmy, a sytuacja jest jeszcze bardziej problematyczna, kiedy jest to osoba, która nam się podoba.
Warto znaleźć swoje sposoby na stopniowe rozszerzenie strefy komfortu. Jedną z moich ulubionych aktywności jest podróżowanie, bo to właśnie ono zmusza mnie do ciągłego przesuwania mojej granicy komfortu. Nigdy nie zapomnę stresu, kiedy sama po raz pierwszy jechałam za granicę, gdy miałam 18 lat i kiedy leciałam na Majorkę nie mając żadnego zakwaterowania. Cholernie mnie to stresowało, ale wiem, że bez tych momentów, nie byłabym teraz osobą, którą jestem. To właśnie te chwile najbardziej ukształtowały mój charakter i zahartowały mój temperament.
Rozszerz strefę komfortu
Ale nie trzeba jechać daleko, by rozszerzyć swoją strefę komfortu. To może być wprowadzenie nowego nawyku, pójście na kurs tańca (czy czegokolwiek innego), zagadanie nieznajomego czy nawet wybranie się samemu do kina czy restauracji, jeśli czujecie się z tym niekomfortowo. Niektórzy ludzie się czują! Ale to mogą też być tak radykalne rzeczy jak skok ze spadochronu (moje ulubione!) czy rzucenie wszystkiego i wyjechanie do Peru (albo chociaż w Bieszczady).

Strategię rozszerzania strefy komfortu (zamiast z niej wychodzenia) poleca też Andrzej Tucholski, który radzi, by zaczynać od niewielkich rzeczy zamiast od razu rzucać się na głęboką wodę, by później nie przypłacić tego zdrowiem psychicznym. Absolutnie się zgadzam z Andrzejem, bo to właśnie metoda małych kroków jest najbardziej optymalna.
***
Jak radzicie sobie ze swoją strefą komfortu? Co robicie, by ją rozszerzać?
Dajcie znać w komentarzu!