Ruiny w Palenque są wyjątkowe, ponieważ otoczone są dziką dżunglą ze wszystkich stron. Przeżyłam dwie niesamowite wyprawy do dżungli w Palenque razem z przewodnikiem z plemienia Majów. Skosztowałam również magicznych, halucynogennych grzybów. Dowiedz się więcej o moich przygodach w Palenque!

Zobacz pierwszą część wpisu z Meksyku: Karaibskie vibes. Co warto zwiedzić w Tulum?
Spis treści:
Ruiny w Palenque
Ruiny w Palenque z samego rana od razu mnie urzekły a poranne światło dodawało im uroku. Spędziłam tam kilka dobrych godzin, jako że co jakiś czas kładłam się pod drzewem i przysypiałam. Palenque jest zupełnie inne niż ruiny Majów, które dotychczas widziałam na Jukatanie.
Ruiny w Palenque podobały mi się bardziej niż ruiny w Chichén Itzá z kilku powodów. Po pierwsze ruiny w Palenque są usadowione w środku dżungli, przez co są znacznie bardziej zielone. Wstęp jest dużo tańszy a samo miejsce wydaje się mniej turystyczne niż Chichén Itzá. Last but not least, w Palenque nie ma aż tak wielu nagabujących sprzedawców. Od razu też zakochałam się w roślinności, która otacza ruiny.
Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o historii ruin w Palenque odsyłam do podróżniczego artykułu na ten temat. Dzisiejszy artykuł jest subiektywnym opisem moich doświadczeń, dlatego nie ma w nim historii ruin.


Wyprawa do dżungli
Po kilku godzinach weszłam do dżungli, która ze wszystkich stron otacza ruiny w Palenque. Zaraz przy wejściu jeden z przewodników zagadał mnie czy nie potrzebuję oprowadzenia. Z przyzwyczajenia odparłam że nie, ale się nie poddawał. Zaczął mnie zarzucać intrygującymi ciekawostkami i dalej razem poszliśmy przez dżunglę. Była to dobra decyzja, bo poinformował mnie, że w dżungli mieszkają bardzo niebezpieczne węże, więc lepiej nie chodzić tutaj samemu.
Okazało się, że Chen jest Majem, który mieszka w niewielkiej wiosce niedaleko Palenque. Zaczął pracować już jako dwunastoletnie dziecko, przenosząc 50-kilowe worki kukurydzy na swoich plecach. Właśnie dlatego chiapanecos (mieszkańcy regionu Chiapas, w którym znajduje się Palenque) są niscy, ale za to bardzo silni. Chen znalazł dwa małe kamienie Majów, udowadniając, że są oryginalne. Dowiedziałam się również, że moje imię w języku majów brzmiałoby Kankin, co znaczy Árbol de la Vida (Drzewo Życia).

Sekretny tunel
Część wycieczki, która najbardziej mi się podobała to wejście do sekretnego tunelu pod ziemią, zbudowanego przez Majów, który nietknięty zachował się w całości. Odbyliśmy tam krótką medytację, podczas której się lekko wzruszyłam. Naprawdę fajnie było siedzieć w środku dżungli, w pomieszczeniu zbudowanym przez rdzenną kulturę Majów setki lat temu i słyszeć tylko kojące dźwięki wody. Było to niezwykle uspokajające przeżycie.
Na koniec Chen poprowadził mnie do małego wodospadu, w którym można się było wykąpać. Wyjaśnił, że woda służy do puryfikacji i do oczyszczenia swojego ciała i umysłu.

Drugi dzień w dżungli
Na drugi dzień znów się spotkaliśmy, ale tym razem przez przypadek dołączyła do nas znajoma meksykanka, Elizabeth, którą poznałam kilka dni wcześniej. Chodziliśmy po dżungli przez praktycznie cały dzień. Zaczęliśmy od zwiedzania autentycznej części selvy. Chen poprowadził nas w miejsca, gdzie nie było już ścieżek, więc przedzieraliśmy się przez dziką roślinność.
W ciągu kilku następnych godzin widzieliśmy wiele niesamowitej fauny i flory, jak rzadko spotykane tukany i małe kolibry, zawzięcie trzepoczące skrzydłami. Zobaczyliśmy również gniazdo głęboko śpiących nietoperzy w opuszczonych ruinach oraz drzewo chaka, które jest naturalną medycyną. Jego korzeń służy do leczenia bóli brzucha i cukrzycy.

Magiczne grzybki
Po jakimś czasie, ukryci pomiędzy roślinnością zjedliśmy halucynogenne, magiczne grzybki. Ku mojemu zdziwieniu, smakowały naprawdę ohydnie i miałam ochotę wymiotować. Rdzenne kultury zamieszkujące Meksyk nie uważają halucynogennych grzybów za narkotyk, a raczej za naturalną medycynę, z której warto korzystać w mądry sposób. Chen objaśnił, że za pomocą tej medycyny można doświadczyć głębokiego połączenia z naturą.
Niestety efekt magicznych grzybów nie był zbyt silny, a na Elizabeth nie zadziałały w ogóle. Później się dowiedziałyśmy, że lepiej jest zjeść świeże grzyby niż suszone. Czułam się jednak znacznie bardziej obecna. Grzyby pomogły mi w pełni skupić się na teraźniejszości. Moje zmysły się lekko wyostrzyły, zaczęłam lepiej słyszeć dzikie zwierzęta, przez co całe doświadczenie nabrało nowych barw.
Nagle małpy nieopodal zaczęły odprawiać swój rytuał, to znaczy wyć z całych sił. Było to niesamowite doświadczenie. Wiedzieliście, że te dość niewielkie zwierzęta, ważące 12 kilogramów potrafią ryczeć na odległość nawet 7 kilometrów? Małpy odprawiały właśnie swój rytuał, prosząc, by spadł deszcz. Miały już dość suszy.

Poczuć się jak Tarzan
To co mnie zachwyciło w dżungli najbardziej to liany. Przez chwilę mogłam się poczuć jak żeńska wersja Tarzana, kołysząc się na naturalnych lianach, które rozpoczynały się wiele metrów nad ziemią. Nawet moja znajomość pole dance się na coś przydała, bo potrafiłam się utrzymać na lianie.
Na kolejnych lianach wspięłam się na wysokość nawet 3 metrów nad ziemią. Okazało się, że na górze jest bardzo wygodnie. Chwilę potem, niewiele wyżej nade mną pojawiły się 2 małpy, które przeszły po lianie na wysokości mojego wzroku. To była prawdopodobnie jedna z najfajniejszych rzeczy jakie zrobiłam – obserwowałam dzikie małpy z wysokości w ich naturalnym środowisku. Czułam, że to miejsce jest naprawdę magiczne.

Drzewo życia
Chen ochrzcił nas w źródełku, polewając nas wodą po głowie. W ten sposób przyjęłam swoje majańskie imię. Później dotarliśmy do ogromnego Drzewa Życia, które jest dosłownie moim imieniem w języku Majów. Podobno Majowie czerpali energię z Drzewa Życia za pomocą dotyku. Oboje z Elizabeth lubimy naturę, więc poszłyśmy przytulić się do Drzewa Życia. Wzruszyłam się. Być może przez przytulanie drzewa a może przez to, że mój umysł wciąż był pod lekkim wpływem działania magicznych grzybków?

Prześpij się w środku dżungli
Jungle Palace znajduje się w środku dżungli. Hostel nie widnieje na żadnych stronach z pokojami. Wystarczy przyjechać i zapłcić 100 pesos za noc, jeśli mają wolne miejsca. Jest pięknym miejscem, bo możecie doświadczyć prawdziwego życia w dżungli. Zewsząd dookoła otaczała mnie tylko natura, egzotyczne zwierzęta, takie jak oposy i małpy oraz widziane po raz pierwszy w życiu aguti – gryzonie wyglądem przypominające połączenie wielkiego szczura z kotem. Oczywiście w Jungle Palace należy przygotować się też na wiele insektów i pająków.
Ruiny w Palenque mnie urzekły, podobnie jak dwie wyprawy do dżungli. Dotychczas to jedna z moich ulubionych przygód w Meksyku.
***
Dajcie znać co o niej sądzicie w komentarzu!