Czy oceny w szkole mają sens czy tylko krzywdzą uczniów?

Czy oceny w szkole mają sens czy tylko krzywdzą uczniów?
Oceny w szkole, testy, kartkówki, przestarzały system edukacji i, o zgrozo, podstawa programowa. Uczniowie tego nienawidzą, a ich rodzice zapomnieli, że kiedy byli uczniami też tego nie znosili. Czy oceny w szkole rzeczywiście czemuś służą i czy mają sens? A może tylko szkodzą uczniom?
 
 

Nauka dla cyferek

Dzieci uczą się dla ocen, a nie dla przyswajania wiedzy. Nie patrzymy na to ile się nauczyliśmy, czy dowiedzieliśmy się dziś czegoś ciekawego, ile naprawdę potrafimy, ile wynosimy z zajęć. Podczas oceniania interesuje nas tylko to, czy nie wypadliśmy gorzej niż inni. Przed rodzicami usprawiedliwiamy się tym, że przecież cała klasa dostała jedynki.

 

Oceny uczą etykietowania

Bardzo łatwo nam kogoś oceniać, bo sami byliśmy oceniani przez wiele lat. Oceny w szkole stawiają bariery miedzy ludźmi. Sprawiają, że oceniamy kogoś w kategoriach prymusa lub kujona, ucznia przeciętnego oraz lenia. Z łatwością etykietujemy ludzi i wrzucamy ich do jednego worka. Kujoni zadawają się z kujonami. A cała reszta, która osiąga przeciętne wyniki jest po prostu gorsza.

Etykietujemy i oceniamy ludzi do dnia dzisiejszego, nawet jeśli minęło wiele lat od zakończenia edukacji. Przyznając z wielką goryczą, to jedna z niewielu rzeczy, których szkoła nas nauczyła. Etykietowanie ludzi przychodzi nam łatwo, ale nie jest zdrowe dla naszego umysłu, jeśli etykiety ranią nas samych bądź innych. 

 

Czy oceny w szkole mają sens? 

Kasia kończyła gimnazjum i chciała dostać się do dobrego liceum. Była zdziwiona, że przy przyjmowaniu do szkoły średniej nie bierze się pod uwagę ocen ani średniej. Po co więc ona i masa innych uczniów, tak bardzo starała się o czerwony pasek i wysoką średnią?
 
Podobnie sytuacja wygląda z wynikami ocen z matury ustnej. Żaden uniwersytet nie bierze pod uwagę tych wyników. Matura ustna jest tylko po to, by ją zdać. Często oceny-w-szkole z egzaminów nie mają absolutnie żadnego znaczenia.

 

Błądzić jest rzeczą ludzką

W tradycyjnej szkole nauczyciel wystawia negatywną ocenę na sprawdzianie za błędy. Jest to bardzo nieefektywne podejście, bo Twój mózg uczy się najlepiej, gy popełniasz błąd. Przez całe życie wszyscy będziemy je popełniać wielokrotnie w różnych obszarach. Szkoda, że nikt nam nie powiedział, że popełnianie błędów jest jak najbardziej okej. To właśnie dzięki pomyłkom, szukamy rozwiązań i dochodzimy do sedna problemu.
 
Sokrates nie mógł się mylić: 
 

„Błąd jest przywilejem filozofów, tylko głupcy nie mylą się nigdy” – Sokrates

 

Oceny demotywują

Oceny w szkole demotywują uczniów do dalszej pracy. Kiedy dzieciaki widzą, że dostają negatywną ocenę, pomimo, że się uczyli, a na przykład test był trudny, zrażają się do dalszej nauki. Kiedy jednak się nie uczyli z powodu lenistwa, wciąż nie mają ochoty poprawiać wpisanej do dziennika jedynki, bo są pewni, że i tak nie mają szans jej poprawić. Wspomina o tym też wpis na blogu Dzieci są Ważne. 
 

Jak testy krzywdzą dzieci?

Po pierwsze, testy mają przynieść złudzenie, że wszyscy jesteśmy równi. W końcu każdy pisze ten sam egzamin, prawda? Problem w tym, że nie każdy jest taki sam. Jesteśmy różni i interesujemy się wieloma rzeczami. Jedna osoba będzie dobra z geografii, ale słabo poradzi sobie z angielskim. Każdy ma swoje tempo oraz sposób przyswajania wiedzy.
 
Testy sprawiają, że czujemy się gorsi od innych. Uczniowie uczą się współzawodnictwa, zamiast pracy zespołowej. Ten, który wygra w wyścigu szczurów będzie lepszy.
 
Niestety dorosłe życie wygląda trochę inaczej. Chociażby w pracy, o wiele bardziej liczy się praca zespołowa niż współzawodnictwo. Zamiast przeprowadzania testów, szkoły powinny zebrać uczniów w grupę, dać im zadanie do rozwiązania oraz zasugerować, że mogą zastosować różne techniki i spojrzeć na problem z wielu perspektyw. 
 

Think inside the box, czyli jak oceny w szkole zabijają kreatywność

Testy zabijają kreatywność z prostego powodu. Niewiele się uczymy, jeśli na egzaminie są do zaznaczenia tylko dwie odpowiedzi – prawda/fałsz lub odpowiedź wielokrotnego wyboru. Takie testy są bardzo nieefektywne w sprawdzaniu wiedzy ucznia. Z kolei, gdy uczeń widzi, że pytanie jest otwrte, musi wykazać się kreatywnością.
 
Obecnie sztuczna inteligencja zastępuje pracę ludzi, więc odpowiedzi wielokrotnego wyboru sprawdzane są przez komputery. Firmy potrzebują pracowników, którzy zamiast mieć wyłożone na tacy odpowiedzi, sami wpadną na rozwiązanie problemu. Chcą zatrudnić osobę, która jest kreatywna i potrafi abstrakcyjnie myśleć. Tymczasem szkoła uczy nas, że z dwóch odpowiedzi, tylko jedna jest prawidłowa.
 
Szkoła sprawia, że jesteśmy zmuszeni do tego, by „zostać w pudełku”. A co z ludźmi, którzy myślą poza pudełkiem? Z tymi, którzy nie wpasowują się w system, bo nie wybierają utartych szlaków? Nie zdałeś matury z polskiego? Ale debil. A może wcale nie debil, tylko osoba myśląca poza podełkiem? Osoba, która nie zamyka się w schematach? Tak właśnie mówi o maturze Krzysztof Maj, potępiający system edukacji:
 
„To nie jest sprawiedliwe, to nie jest demokratyczne i to absolutnie niczemu nie służy”
 

Praca pod presją czasu i w stresie   

Dzieci stresują się limitem czasu. Tym, że mają tylko 15 minut na kartkówkę i tym, że zostaną ocenione. Już dawno temu neurobiolodzy udowodnili, że praca pod wpływem stresu jest bardzo nieefektywna i przynosi wymierne rezultaty. 
 
Niektórzy mają też naprawdę spore problemy z pracą pod presją czasu. Ponadto, limit czasu również zabija kreatywność, bo często na napisanie dobrej rozprawki z polskiego uczeń potrzebuje więcej niż 45 minut. Presja czasu wcale nie motywuje, ani nie zahartowuje.
 

Uczniowie czy encyklopedie?

Szkoła uczy nas, że należy wkuwać do głowy każde, nawet najmniej znaczące, pojęcie. A przecież nie możemy być chodzącą encyklopedią. Właśnie po to istnieją encyklopedie i internet, by pomóc nam szybciej docierać do informacji, których wcale nie musimy pamiętać.
 
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu ludzie nie śnili o tym, że powstanie coś, co będzie zrzeszać całą wiedzę. A przecież każdy z nas ma to pod ręką. Dzieci nie mogą używać internetu w szkole, co tylko robi im krzywdę. W końu i tak siedzą w nim po szkole. Szkoły muszą uczyć dzieci, jak filtrować i weryfikować informacje, jak znajdować rzetelną wiedzę w internecie, zamiast szukać jej na zapytaj.pl tak, jak ja, gdy byłam młodsza.
 
 

Jaka jest alternatywa dla ocen? 

Alternatywną dla ocen jest przede wszystkim feedback, informacja zwrotna od nauczyciela. Dlaczego wystawiam 5 lub 2? Co mógłbyś zrobić lepiej, a co było w porządku? Gdzie popełniłeś błąd i nad czym musisz jeszcze popracować? 
 
Na testach często nie ma żadnego feedbacku, a oceny-w-szkole są tylko nic nie mówicymi cyferkami. Mało który belfer pisze swoim podopiecznym długie opisy, a oceny w szkole, które wystawia są subiektywne. Oceny to po prostu…zwykłe numery, które nic nie znaczą.
 
Na szczęście powstaje coraz więcej alternatywnych szkół, które inaczej patrzą na oceny w szkole. Chcesz wysłać swoje dziecko do takiej szkoły? Poczytaj o nich.
 
***
 
Podsumowując, czy oceny w szkole mają sens? Sami odpowiedzcie sobie na to pytanie! 
 
 
 

2 komentarzy

„O szkole już pisałam, bo to temat, pójdę po całości, który mnie wkurwia.” – Wstęp pokazuje jeszcze jedną wadę polskich szkół, czyli brak przekonywania i przygotowywania uczniów do budowania kulturalnych wypowiedzi i unikania wulgaryzmów.

I żeby nie było, że wytykam autorce wulgaryzm za płeć – tak nie jest. Mam feministyczne poglądy i jestem za równością płci, więc uważam, że mężczyźni również nie powinni używać wulgaryzmów, nie że „mężczyznom wolno, kobietom nie”. Nie popieram męskiej hipokryzji w takich sytuacjach i ja namawiam uczciwie.

Używanie wulgaryzmów świadczy o braku kultury osobistej i nie jest odpowiednie dla porządnych i wykształconych osób. Od dawien dawna takie słownictwo było związane z niewykształconymi i prostymi (w negatywnym tego słowa znaczeniu) osobami – np. istnieje związek frazeologiczny „klnie jak szewc”. Nie „klnie jak filozof”, „klnie jak uczony”, „klnie jak mędrzec”. A to, że w XXI wieku zaczęto bardziej swobodnie używać wulgarnego słownictwa jest przejawem moralnej degeneracji społeczeństwa, a nie postępu. Przez wcześniejsze wieki ludzie byli bardziej kulturalni i rzadziej używali wulgaryzmów, i sobie radzili, a teraz mamy zgniliznę moralną. Powiem więcej – to wszystko jest finansowane i promowane przez międzynarodowe korporacje, bankierów i celebrytów w celu degeneracji społeczeństwa i łatwego rządzenia nim. To jest żydowski spisek – żydowscy bogacze chcą manipulować gojami (goj – człowiek spoza narodu żydowskiego) i ich demoralizować.

Autorce serdecznie zalecam budowanie wypowiedzi bez wulgaryzmów, oczywiście nie ze względu na płeć (używanie wulgaryzmów przez mężczyznę również jest bardzo godne potępienia), tylko ze względu na przypomnienie zasad sprzed II połowy XX wieku (bo degeneracja moralna społeczeństwa nasiliła się na zachodzie w latach 60. XX wieku). Dawniej ludzie rzadziej używali wulgaryzmów i było to potępiane przez więcej ludzi niż teraz. Szczególnie wykształcone, inteligenckie warstwy wysławiały się kulturalnie.

Hej Anty-degenerat, dzięki za komentarz!
Co do wulgaryzmów no co dzień rzadko kiedy ich używam, zarówno w mowie jak i w piśmie. Na tej stronie trafiłeś na jedyny taki post, w którym przeklęłam 🙂

Pozdrawiam!

Leave a Reply